poniedziałek, 7 września 2009

Poszukiwania cz. 3


Taksówka szybko jechała przez miasto. Koło czternastej nie było korków. Zalane słońcem, prawie puste ulice zachęcały do spaceru, ale Anna Mróz nie miała siły na przechadzkę. Wracała z realizacji trudnego i nietypowego zlecenia. Zasilała starego, sławnego aktora energią życiową jego młodej żony. Pozornie nic nadzwyczajnego - wielu bogaczy wykorzystywało w ten sposób kobiety, którym wydawało się, że to one usidliły majętnego staruszka. Tym razem jednak to żona wynajęła Annę. To żona trwoniła wspólne pieniądze i własną młodość, by przedłużyć życie ponad trzykrotnie starszego od siebie męża. Czarownica wspomniała niedawną burzę medialną wywołaną ich ślubem. Rozważania o łapaniu rychłego spadku, wieszanie psów i na dziewczynie i na starcu. A tu proszę - heroiczne poświęcenie w imię miłości. Zaiste niezbadane są umysły psychofanek.
Z taksówki wysiadła o dwie ulice od swojego domu. Przeszła krętą trasą wstępując po drodze do małej cukierni, by upewnić się, że nikt jej nie śledzi. Dopiero gdy poczuła się pewnie, weszła na klatkę schodową i wspięła się na swoje piętro. Sięgnęła po klucz, otworzyła drzwi i wtedy usłyszała tupot kilku osób zbiegających z wyższego piętra.
Dwóch ubranych na czarno mężczyzn wepchnęło ją do mieszkania. Trzeci, o wiele od nich starszy wszedł ostatni i zamknął drzwi. Czarownica z trudem utrzymała się na nogach, skoczyła w kierunku salonu. Jeden z mężczyzn chciał złapać ją za ramię, ale ręka tylko popchnęła kobietę, która wskutek gwałtownego przyspieszenia wpadła do pokoju potykając się o dywan i przewróciła stolik z kryształową kulą.
Anna dźwignęła się na kolana. Rozpaczliwie potrzebowała energii. Kula była najbliższym jej rezerwuarem, ale leżała teraz o cztery kroki od niej, na serwecie z przewróconego stolika. Czarownica poczuła dłoń chwytającą ją za kostkę prawej nogi. Rzuciła się naprzód i szarpnęła za róg w serwety, by przyciągnąć kulę do siebie. Niestety, wyszarpnięty materiał nadał kryształowi przeciwną rotację i lśniąca sfera potoczyła się w kierunku ściany. Ktoś chwycił Annę za drugą nogę i obrócił ją na plecy.
Teraz mogła przyjrzeć się napastnikom. Dwóch z nich było koło trzydziestki. Jeden kucał trzymając kobietę za nogi, drugi powoli obchodził ją szerokim łukiem, żeby zająć się wyciągniętymi za głowę rękoma. Trzeci, bliżej siedemdziesiątki, stał w progu salonu z małym metalowym pudełkiem w dłoni. Czekał. Wszyscy mieli na sobie tanie, czarne garnitury. Niepogniecione, choć lichy materiał zachowałby każdą fałdę. Prawdopodobnie nie nosili ich na co dzień. Nie musiała domyślać się, że to księża. Wiedziała to. Mogła poznać po zachowaniu, ale przede wszystkim poznała starego księdza z pojemnikiem świętego oleju. Minęło czterdzieści lat, ale poznała go.
Tymczasem kula potoczyła się do ściany, odbiła od niej i wróciła wprost do rąk leżącej na wznak czarownicy. Ta, czując znajomy kształt nagle poderwała się do siadu i rąbnęła kulą w czoło trzymającego ją za nogi mężczyznę. Ogłuszony puścił jej kostki, a czarownica natychmiast podwinęła nogi pod siebie klękając na dywanie. Przycisnęła kulę do piersi i oparła na niej czoło. Strumień energii wtargnął dwiema czakrami równocześnie, wypełniając szybko całe ciało Anny. Ogłuszony ksiądz wstawał już, drugi, który przymierzał się do obejścia jej, teraz chciał ją kopnąć.
- Zostaw! - krzyknął najstarszy z napastników. - Wychodzimy.
Młodzi księża posłusznie cofnęli się.
- Henryku Garlicki, ja ciebie pamiętam - wysyczała czarownica odrywając czoło od kuli, która nagle straciła blask.
- Ja ciebie też - odparł obojętnie stary ksiądz.
- Doprawdy? A już myślałam, że nie. Że nie pamiętasz ani mnie, ani rozejmu, który zawarliśmy. Rozejmu, za który zapłaciłam słony okup.
- Okupu już dawno nie ma. Sytuacja się zmieniła. Skończyły się dawne czasy i dawne układy.
Czarownica poczuła nagły chłód w sercu, ale płynąca w jej ciele energia stłumiła go.
- Zatem i ja uważam rozejm za zerwany - powiedziała wstając.
Ksiądz Henryk chwycił swoich pomocników za karki i wyciągnął z mieszkania, idąc tyłem i zasłaniając się nimi. Końce palców czarownicy mieniły się już niebieskim światłem, ale pozwoliła im wyjść. W pustym mieszkaniu opadła na fotel i zamknęła oczy. Ogarnęła ją rozpacz i rezygnacja.


--
kliku-kliku, Czytelniku:

Brak komentarzy: