sobota, 31 października 2009

Miłość i nienawiść cz. 2


Karolina jeszcze nigdy nie widziała ścian pomalowanych na szaro. Owszem, w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego pozostawiono surowy beton, ale ściany klasztornej celi, w której od trzech dni przebywała, były szare do farby. Nie pojmowała jak można świadomie wybrać i zastosować szarą farbę w pomieszczeniu mieszkalnym. To były trzy nudne dni. Tak nudne, że gotowa była myśleć o kolorze ścian. Leżała pod cienką kołdrą na wąskim łóżku. W pokoju miała jeszcze krzesło, stolik i szafę - wszystko puste. Żadnych ubrań, książek, przyborów toaletowych - zakonnice wypuszczały ją tylko za potrzebą i do kąpieli. Nawet posiłki jadła w celi, a naczynia i sztućce były od razu zabierane, bez możliwości zatrzymania czegokolwiek. Przez cały ten czas nikt słowem się do niej nie odezwał. Siostry wszystko pokazywały na migi, a na każde słowo Karoliny reagowały wrogimi spojrzeniami i kuksańcami.
Ktoś zapukał do drzwi. To było nowe - zwykle po prostu słyszała zgrzyt zasuwy. Padły też pierwsze słowa, wypowiedziane przez mężczyznę.
- Ukaż mi swą twarz, daj mi słyszeć swój głos.
Parsknęła śmiechem. Poznała głos młodego księdza, który przywiózł ją do klasztoru po sabacie. Słyszała go wtedy, odzyskując przytomność, gdy wydawał dyspozycje zakonnicom. I poznała słowa, którymi się do niej zwrócił. To była Pieśń nad pieśniami, tekst znany katolickiej licealistce co najmniej równie dobrze, co Pawlikowska-Jasnorzewska jej rówieśnicom ze szkół świeckich.
- Niech wejdzie miły mój - odpowiedziała cytatem.
Jakub Sadyba wszedł do celi i stanął przy krześle. Odsunął je od stolika, ale nie usiadł. Stał niezdecydowany, trzymając się oparcia.
- Oczarowałaś me serce. Oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu - powiedział i uśmiechał się przy tym, jak gdyby chciał podkreślić, że to tylko taki żart, takie cytowanie Biblii.
- Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego. Szukałam go, lecz nie znalazłam - poskarżyła się i poklepała miejsce na materacu obok siebie, patrząc prosto w oczy księdza.
- Odwróć ode mnie twe oczy, bo niepokoją mnie - powiedział, ale usiadł przy dziewczynie.
Spuściła wzrok i zaczęła błądzić palcami po kołdrze w pobliżu dłoni duchownego, co jakiś czas muskając ją nieśmiało.
- Chora jestem - powiedziała cicho, by po chwili unieść oczy i chwycić dłoń Jakuba. - Chora jestem z miłości.
Młody ksiądz zabrał rękę i cofnął się całym ciałem, przestraszony.
- Ogrodem zamkniętym jesteś - wyszeptał szybko.-  Ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym - zdawał się przekonywać raczej siebie, niż ją.
Pokręciła przecząco głową i przesunęła dłonią wzdłuż ciała aż do bioder.
- Ja mej własnej winnicy nie ustrzegłam.
- Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja, i nie w tobie skazy - rozgrzeszył ją. Poczuł się przy tym przez chwilę znów jak ksiądz, nawet chciał wstać, ale przytrzymała go unosząc się na posłaniu.
- Suknię z siebie zdjęłam, mam więc znów ją wkładać? - cienka kołdra zsunęła się, odsłaniając piersi dziewczyny i zaognioną ranę po rytualnym cięciu.
- Piersi twe jak dwoje koźląt, bliźniąt gazeli, co pasą się wśród lilii - ten fragment Jakub pamiętał najlepiej, od lat odzywał się on w głowie młodego księdza w najmniej stosownych porach, rozpalając wyobraźnię i osłabiając wolę. Teraz, w połączeniu z pięknym, żywym ciałem, przełamał barierę. Duchowny pochylił się i wtulił twarz w piersi Karoliny, oszołomiony.
- Mój miły jest mój, a ja jestem jego - wsunęła palce w jego włosy i przycisnęła mężczyznę do siebie.
- Miodem najświeższym ociekają wargi twe, oblubienico, miód i mleko pod twoim językiem - gramolił się na nią niezdarnie, całując szyję, policzki i usta.
- Jam miłego mego i ku mnie zwraca się jego pożądanie - odpowiedziała ściągając mu marynarkę.

Leżeli obok siebie, zdyszani i szczęśliwi. Wyrzut sumienia nie zdążył jeszcze przebić się do głowy Sadyby, gdy dziewczyna odwróciła go na plecy i stanowczo dosiadła, obejmując nogami w biodrach. Uśmiechnął się, widząc nad sobą smukłą sylwetkę Karoliny. Dłońmi sięgnął jej piersi. Ale odtrąciła ręce Jakuba, po czym ułożyła rozcapierzone palce na wysokości serca księdza.
- Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość - wypowiedziała słowa Pieśni nad pieśniami i wbiła paznokcie w skórę.
Fala energii życiowej wypłynęła z ciała duchownego i wypełniła dziewczynę. To było lepsze, niż krótki seks sprzed chwili. Może nie tak dobre, jak pierwsza fala energii, którą poznała na sabacie, gdy na ołtarzu posiadło ją dwóch doświadczonych ofiarników. Może nie tak silne, ale tym razem wreszcie sama była stroną aktywną, sama decydowała. Nie chciała, pewnie nawet nie umiała się zatrzymać. Wyssała z Jakuba resztki życia, aż oczy wywróciły mu się w tył głowy i oddech ustał.
Wstała i założyła ubranie księdza. Było trochę za luźne, ale na długość pasowało idealnie. W kieszeniach znalazła portfel i kluczyki od samochodu. Wyszła z celi, energicznym krokiem ruszyła w kierunku parkingu przed klasztorem.
- Proszę księdza... - zaczęła jedna z mijanych na korytarzu zakonnic, ale widząc swoją pomyłkę zmieniła ton na ostry. - Hej, ty!
Próbowała złapać Karolinę, ale ta odepchnęła ją. Uderzona w splot słoneczny siostra poleciała w tył jak wyrzucona z procy i wyrżnęła głową w ścianę, tracąc przytomność. Dziewczyna wcisnęła guzik pilota przy kluczykach. Czarne audi miauknęło i zamrugało światłami. Wskoczyła za kierownicę i z brakiem wyczucia typowym dla świeżo upieczonych kierowców ruszyła wyrzucając żwir spod kół.


--
kliku-kliku, Czytelniku:

1 komentarz:

Unknown pisze...

O żesz ty! ... chciałoby się zakrzyknąć, ale nie można, bo się jest w pracy ;-) Właśnie odkryłam ten niezwykły blog i nie mogę się oderwać od czytania. Niezwykłą stworzyłeś Autorze opowieść! Genialną i zaskakującą :-) Niestety muszę przerwać w tak dramatycznej chwili (niezłą wiedźmą stało się to dziewczę! ;-)) i zająć się z powrotem pracą. Pozdrawiam!