poniedziałek, 20 lipca 2009

Casus belli cz. 1


Szerokim, sterylnym, jasno oświetlonym korytarzem ośrodka spa szły dwie kobiety. W klapkach, owinięte w puszyste ręczniki kąpielowe, bez makijażu. Wilgotne jeszcze włosy miały gładko zaczesane do tyłu. Samo naturalne piękno. Brunetka była bardziej energiczna, krok miała sprężysty i wyraźnie nadawała tempo i kierunek marszu. Zdecydowanie lepiej i pewniej się tu czuła. Szatynka wyglądała na zmęczoną i z pewnością bardziej potrzebowała spa. Przed drzwiami jednego z gabinetów zatrzymały się i brunetka chwyciła za klamkę.
- Anka, wchodź - zaprosiła koleżankę do środka.
- Dzień dobry - powiedziała młodziutka kosmetyczka w białym fartuchu z różową lamówką. - Panie na jaki zabieg?
- Peine forte et dure - powiedziała brunetka z pięknym francuskim akcentem.
- Słucham?
- Masaż relaksujący gorącymi kamieniami.
- Oczywiście, pani Jago - powiedziała dziewczyna i wyszła.
- Peine forte et dure - powtórzyła Anna. - Obłożą nas kamieniami?
- I to rozgrzanymi - Jadwiga odwinęła się z ręcznika i bezwstydnie wyciągnęła się na jednym ze stołów zabiegowych.
- Dla wyciągnięcia zeznań? - Anna zajęła drugi stół. Zachowała ręcznik.
- Nie. Dla przyjemności. I to my będziemy musiały za to zapłacić.
- Za proces o czary też musiałybyśmy słono zapłacić.
- Zapewne. Cóż ja mogę o tym wiedzieć. Znasz tę torturę? No wiesz, z autopsji?
- Aż taka stara nie jestem. Znam ją tylko z książek.
- Ja jestem młodsza. Znam ją z Internetu.
Wróciła kosmetyczka z drugą, identycznie ubraną, do pomocy i zaczęły układać kamienie na plecach kobiet. Uczucie ciężkości i ciepło przyjemnie promieniowały od każdego z krągłych, ciemnych kamyków. Różne zabiegi kosmetyczne można nazwać torturą, ale tego zdecydowanie nie - mimo podobieństwa do archaicznych technik interrogacyjnych.
- Dlaczego mnie tu zaprosiłaś?
- Żebyś wypiękniała do sabatu, Aniu. Nie możesz się tak pokazać.
- Nie zamierzam się tam pokazywać. Jeśli miało to być zawoalowane zaproszenie na waszą imprezę, to nic z tego. Bawcie się same.
- Mimo tego, co zaszło? Słyszałaś o ciotce Hance?
- Zapieczętowana. Skutecznie. Nadal nigdzie się nie wybieram.
- Spodziewałaś się, że ktoś ją dopadnie? Miała moc, ale się nie wychylała. Wydawałoby się, że to najbezpieczniejsza kombinacja. Skoro doszli do niej, dojdą do każdej. Musimy się zjednoczyć. Ciotka Helena też jest tego zdania.
- Zawróciła ci w głowie tym zjednoczeniem. Jesteś teraz jej uczennicą, co?
- Stwierdziłam, że od ciebie już się więcej nie nauczę.
- To prawda. Nie będę cię więcej uczyć. Ale Helena nie ma w tej akurat sprawie właściwego dystansu. To siostra Hanki. Rodzona. Rozdzieliła je wojna, poróżnił stosunek do ludowej rzeczywistości, ale to jednak siostra. Nie wiedziałaś?
- Wiedziałam - Jaga pogardliwie wydęła wargi.
- Jasne. Ale opowiem ci i tak, bo jest w tym morał. Hanna zachłysnęła się socjalizmem. Zakładała Herbapol, chciała magicznego odpowiednika elektryfikacji. Dobrze jej szło, zawsze miałam dla niej wiele szacunku. Ale partia przeżuła ją i wypluła. Okazała się równie patriarchalna, co burżuazyjne społeczeństwo II RP. Wtedy wycofała się, założyła poradnię, działała w kontakcie bezpośrednim, jeden na jeden. Bez struktur. Tworzenie struktur na jej śmierci śmierdzi.
- Jeden na jeden. Terapia. Babskie gadki. Wszystko pięknie, ale nie zabili jej jeden na jeden. Przyszło do niej dwóch.
- Dwóch zostało. Przyszło co najmniej trzech. A raczej dokładnie trzech, bo gdyby było ich więcej zabraliby ciała swoich.
- Tym bardziej musimy się zjednoczyć, żeby mieć szanse. Kowalczuk stracił ludzi i nie odpuści. Samotne wyłuska bez trudu. To wojna. Pora wybrać stronę.
- Jeżeli to wojna, to moja strona jest już wybrana. Na razie wolę jednak nie wybierać wojny.


--
kliku-kliku, Czytelniku:

Brak komentarzy: