czwartek, 30 lipca 2009

Shock and awe cz. 1


Przy drewnianym stole w ogródku pubu na Polach Mokotowskich siedziało dwóch studentów. Jeden cały w czerni, z długimi włosami, kozią bródką i pierścionkiem z czaszką wyglądał na modelowego satanistę. Czy raczej na karykaturę satanisty. Drugi był płoworudy, łykowaty i nakrapiany piegami jak indycze jajo, ale strojem się nie wyróżniał. Popijali piwo, obserwowali przechodzące dziewczęta, rozmawiali.
- Shock and awe - zaczął rudawy.
- Oł?
- Awe - poprawił. - Amerykańska doktryna wojenna. Ostatnio użyli jej w Iraku. Prowadzą intensywne bombardowania, ataki rakietowe i co się tylko da, żeby zdominować przeciwnika i wprawić go w stan osłupienia pomieszanego z podziwem. Można to tłumaczyć "wstrząs i respekt" albo "wstrząs i podziw". W zastosowaniach pokojowych raczej "wstrząs i podziw".
- Pokojowych?
- Tak, znalazłem pokojowe zastosowanie dla tej doktryny. Świeżo poznaną dziewczynę bombardujesz mnóstwem ezoterycznych mądrości, aż jej szczęka opadnie i pomyśli "o matko, ile on wie, lepiej mu się nie sprzeciwiać, bo wyjdę na idiotkę". I robisz z nią, co chcesz.
- To znaczy, że dziś szykuje się poligon doświadczalny.
- Tak jakby.
Kolejna dziewczyna, na którą się zagapili szła od strony baru. Wyglądała na szarą myszkę, której nagle odbiły hormony i wypromowały ją do kategorii supermodelek. A ona to przegapiła. Włosy - naturalny ciemny blond - opadały nieupięte na ramiona, letnia sukienka pamiętała chyba czasy sprzed gwałtownego wzrostu, bo talię miała na wysokości żeber i niewiele zakrywała z niebotycznych nóg. Nie nosiła obcasów, ale i tak szła niezbyt pewnym krokiem. Wzrok miała wbity w butelkę z gotowym drinkiem dla panienek ze wspaniałomyślnie dorzuconą przez barmana słomką. Wmawiała sobie, że pilnuje drinka, żeby nikt jej czegoś nie dosypał, ale w gruncie rzeczy była po prostu stremowana i bała się patrzeć na ludzi, bo wtedy oni patrzyliby na nią i widzieli jej strach. Strach pomieszany z szaleńczą dumą - oto robiła coś bardzo złego. Prawie podeszła do stolika dwóch studentów i przystanęła.
- Tak, to my - odezwał się po krótkiej chwili ten ubrany na czarno. - Hrumm - przedstawił się, wyciągając rękę.
- Magog - powiedział drugi.
- Karolina - odpowiedziała, siadając na skraju ławy. Żałowała, że nie ma równie tajemniczego internetowego nicka.
- Jednak udało ci się przyjść.
- Ledwo. Oficjalnie jestem w bibliotece - wskazała głową w kierunku gmachu Biblioteki Narodowej. - Teraz siostry nie puszczają nas prawie nigdzie. Matura. Na szczęście nie wiedzą, że korzystamy z Internetu w bibliotece, żeby liznąć trochę świata.
- Jasne - panowie pokiwali głowami - liznąć. Da się zrobić. Jak to jest: dojrzewać w katolickiej szkole z internatem prowadzonej przez zakonnice?
- Jak to jest: być satanistą? - odbiła pytanie.
- Dobrze. Bardzo dobrze. Przyjemnie - mówili jeden przez drugiego. - Ale trudno to opisać, bo każdy satanista jest inny - Hrumm podjął się w końcu wytłumaczenia. - Nie ma jednego zbioru zasad, któremu bylibyśmy podporządkowani i o którego wpływie na życie można by było opowiadać. W przeciwieństwie do twojej szkoły, jak sądzę. Macie mundurki, regulamin i tak dalej. Prawda?
- Ale pod mundurkiem też potrafimy być indywidualistkami. Mnie i koleżankę to w ogóle diablicami wcielonymi nazywają. Kiedyś narysowałyśmy pentagram na ławce. To dopiero się działo! Trafiłyśmy do matki dyrektorki.
- O, to ojciec dyrektor ma swój żeński odpowiednik? - ucieszył się Hrumm.
- Czubkiem do góry, czy w dół? - zapytał milczący z początku Magog.
- Co?
- Pentagram. Narysowałyście czubkiem do góry, czy w dół?
- Normalnie, taką gwiazdę - namazała ją palcem na stole. - Czubkiem do góry.
- A - stwierdził Magog. - W takim razie siostry powinny was nazwać czarownicami a nie diablicami.
- Dlaczego?
- Satanistyczny pentagram skierowany jest do dołu, przez co wskazuje, że żyjemy na ziemi, tej ziemi. Tu i teraz. Nie należy zaprzątać sobie głowy mrzonkami o życiu wiecznym, tylko zająć się tym doczesnym. Bo tylko ono jest naprawdę. Pentagramu zwróconego ku górze używają czarownice, osobliwie Gardnerowskie wiccanki.
- Rozumiem - dziewczyna bała się zapytać, czym są "Gardnerowskie wiccanki". - A potem wysłali nas na rekolekcje. Wyjazdowe, przy klasztorze. Biegałyśmy po takim wielkim trawniku i kazali nam rysować sobie wzajemnie znak krzyża na czole. Cała klasa tak biegała. Ja z koleżanką udawałyśmy, że to sabat.
- Blokowali wam czakrę - sataniści pokiwali głowami, a miny mieli smutne i zrezygnowane. - Pranie mózgu.
- Jak to: blokowali czakrę? - przestraszyła się Karolina.
- Widzisz - Magog przesiadł się na drugą stronę stołu i usiadł tuż przy dziewczynie - człowiek ma w ciele siedem czakr. Czakra korony - położył jej dłoń płasko na czubku głowy na miękkich, puszystych włosach - odpowiada za nasze zdolności nadprzyrodzone. To wyjście na świat duchowy. Jest najwyższa i najważniejsza. Na czole, między oczami - zsunął rękę i palcami dotknął opisywanego miejsca - masz czakrę trzeciego oka. Odpowiada za intuicję i odczuwanie pozazmysłowe. To właśnie ją blokowano wam na rekolekcjach. Dalej jest czakra gardła - ujął ją za szyję, kciukiem przesunął wzdłuż żuchwy. Dziewczyna drżała pod dotknięciem pierwszego mężczyzny - przez nią wyrażasz siebie, przede wszystkim poprzez mowę. Zauważ, że wiele czarownic nosi w tym miejscu jakiś amulet. Chronią ją, bo jest bardzo ważna przy czarowaniu.
Hrumm patrzył z podziwem na postępy kolegi. Karolina przymknęła oczy i oddychała głęboko. Magog postanowił pójść krok dalej.
- Czakra serca jest oczywiście na wysokości serca - położył jej dłoń tuż pod piersią, muskając jej dolną krawędź. - W niej miłość i inne życzliwe uczucia. Niżej czakra słoneczna - zjechał aż do pępka. - Ambicja, chęć zysku, kariera. Jak widzisz, jest pomiędzy sercem a czakrą genitalną.
Tu dziewczyna zatrzymała jego rękę i odsunęła się odrobinę. Tylko odrobinę.
- Tam oczywiście namiętność, ale też kreatywność - ciągnął niewzruszony Magog. - Na samym końcu tuż przy pupci masz czakrę podstawy. W niej siedzą nasze instynkty.
- W kabale czakrom odpowiadają w pewien sposób sefiroty - Hrumm postanowił także popracować nad ezoteryczną świadomością młodej ofiary. - Jest ich dziesięć, ale część jest specyficzna dla płci, więc na jednostkę także przypada siedem. Połączenia między nimi – kanały energetyczne – obrazują Wielkie Arkana w tarocie. To dlatego tarot jako jedna z nielicznych wróżb karcianych ma sens.
- Sens ma przede wszystkim kładziony samodzielnie i analizowany - piegowaty satanista nie oddawał pola. - Nie mówimy tu o szybkiej sesji u wróżki, która w ogóle cię nie zna.

--
kliku-kliku, Czytelniku:

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bywam from time to time w tym pubie ;)

Unknown pisze...

@Anonimowy - a w którym? Bo są trzy w miarę pasujące do opisu. Oryginalna rozmowa (tak, jest to scenka luźno oparta na faktach) miała miejsce w Merlinie.
Korzystając z okazji pozdrawiam Kvika i Teherissa.

amistad pisze...

cóż, przewaga wieku robi swoje, niech nie będą tacy cwani, tylko umówią się z równolatką, która wie tyle co oni :-PPPP

anatemka pisze...

Świetnie napisany bajer, hehe