poniedziałek, 13 lipca 2009

Herbaciana czarownica cz. 3


Paweł Kowalczuk stał przy barierce u szczytu schodów ruchomych i obserwował pasażerów na peronie. Był po pięćdziesiątce, ale prawie całkowicie siwe już włosy postarzały go. Ubrany w ciemnoszary garnitur, pod krawatem i w szkłach z grubymi oprawkami był całkowicie nierozpoznawalny dla ludzi, którzy znali go w sutannie i drucianych okularach. Choć nie tyle garnitur go maskował tego dnia, ile sutanna przez całe życie. Uniform - jaki by nie był - klasyfikuje człowieka w oczach bliźnich tak, że później nie rozpoznają go po cywilu.
Wypatrywał dwóch mężczyzn przyjeżdżających z Poznania. Nigdy wcześniej ich nie widział, ale nie miał wątpliwości, że ich rozpozna. Podobnie jak on mieli ciemne garnitury. Podobnie jak on lepiej czuli się w sutannach. Jeden był rudy, zażywny, rumianolicy. Drugi - szczupły, przygarbiony brunet - mimo młodego wieku łysiał przedwcześnie głębokimi zakolami. Księża Roman i Michał - pielgrzymi. Bez bagażu, bez sutanny, bez dokumentów. Torując sobie drogę przez tłum z walizkami, torbami i plecakami, zauważyli skupiony na sobie wzrok Kowalczuka. Było w nim coś, co sprawiło, że poznali go od razu. Ruszyli w stronę ruchomych schodów. Zanim dojechali na górę, on odwrócił się i spokojnym krokiem zmierzał w stronę niewielkiej, sieciowej kawiarni. Oświetlona jaśniej od pozostałych lokali, sterylnie czysta odstraszała dworcowych bywalców. Tam go dogonili.
- Witam - powiedział szybko, żeby któremuś nie zdążyła się wyrwać inna formułka powitania. - Kawy?
Już z papierowymi kubkami w dłoniach obsiedli stolik w rogu, z dala od zapatrzonych w laptopy biznesmenów w podróży. Wysepka ciszy i cywilizacji w rozpędzonej i chaotycznej rzeczywistości dworca.
- Jak podróż?
- Udana - ksiądz Roman jako starszy i bardziej doświadczony z przyjezdnych czuł się swobodniej. - Odpoczęliśmy i nabraliśmy sił.
- Ty też? - Kowalczuk zwrócił się do bruneta.
- Tak. Też. Dobrze - powiedział tamten szybko.
- Właśnie widzę. Uspokój i skup się. To twój pierwszy raz?
- Tak.
- Nie szkodzi. Roman nie da ci zginąć. Boisz się?
- Nie, tylko… - duchowny potarł zakola, poprawił okulary. - Jak byłem w seminarium, najbardziej uderzył mnie wykład o opętaniu i egzorcyzmach. To były dla mnie bajki, jakaś zamierzchła historia może. I nagle okazuje się, że to się dzieje tu i teraz. Że są księża, dla których bezpośrednia walka z demonem to jest chleb powszedni. Jeden z kleryków zapytał wtedy, czy na czarownice też się jeszcze poluje. Ksiądz profesor obruszył się, nie odpowiedział. Myślałem wtedy, że to niestosowny żart, a dziś sam jadę do czarownicy.

- Dlaczego żart? Dlaczego opętanie tak, a czarownica nie?

- Opętanie w pierwszej chwili szokuje, bo to coś jak z kiepskiego filmu. Ale jak się dobrze zastanowić, to i Chrystus wypędzał z ludzi demony. Konkretny, biblijny zapis.

- A czarownica nie? - powtórzył najstarszy z księży. - Wiele ksiąg starotestamentowych potępia czary, a Księga Wyjścia rzecz całą ujmuje krótko i treściwie: „Nie pozwolisz żyć czarownicy”. To też jest konkretny, biblijny zapis. Ksiądz Roman wie o tym co nieco.

Michał miał oczy jak spodki i kubek zamarł mu w ręce. Roman uśmiechał się pod nosem. Sam wiele jeszcze mógłby się nauczyć od słynnego Pawła Kowalczuka, zaufanego biskupa Morawskiego, który koordynował działania przeciw czarownicom. A ten, pouczając młodego, stawia go za wzór. Kowalczuk nacieszył się wywartym wrażeniem, wreszcie poklepał chudzielca po ramieniu i kontynuował.

- Świat się zmienił. Nikt już czarownic nie więzi, nie torturuje, nie zabija. Nawet tych, które same winne są śmierci.

- Jak nasza?

- Jak nasza. Wyjątkowa paskuda. Póki wróżyła nikt jej nie ruszał. Ale stworzyła rzekomy punkt porad psychologicznych dla kobiet, gdzie czarami nastaje na nierozerwalność małżeństwa i życie nienarodzonych. Skutecznie, niestety. Zadziwiająco skutecznie.

- Może dlatego, że w mieście. To jednak duże rozluźnienie obyczajów i kobiety oderwane od domu, od tradycji. Wiele pokus, a parafie duże, więc nadzór duszpasterski słaby.

- Może i tak - dopił kawę i skrzywił się. - Ale czarownica w mieście nie powinna mieć zbyt wielkiej mocy. Pamiętaj, że korzysta ona z sił natury, z których czerpie jako służka szatana, księcia tego świata. W otoczeniu cywilizacyjnym, wśród dzieł kultury stworzonej na chwałę Pana, czarownica czuje się wyobcowana. Od zawsze wiedźmy były liczniejsze na terenach wiejskich, a sabaty odbywały w zupełnej głuszy.

- Więc skąd ta siła?

- Nie wiemy. Interesująco byłoby się dowiedzieć, ale pilniejsze jest usunięcie jej. Pozbawienie mocy. Pójdę już. Tu macie kartkę z adresem i dojazd. Tramwaj i mały spacerek. Ona spodziewa się gościa o 16:30. 

- Skup się - Roman powtórzył radę starego księdza, gdy ten wyszedł i wtopił się w tłum. - Modlitwa pomaga. Pozbądź się lęków, wątpliwości, refleksji. Na miejscu nie myśl, tylko działaj. Działaj szybko i zdecydowanie. To nie jest babcia-staruszka. To nie jest pani z kółka różańcowego. Niech cię wzrok nie zwiedzie. To czarownica.



--
kliku-kliku, Czytelniku:

2 komentarze:

anatemka pisze...

Szalenie naiwny ten opis czarownicy ;)
To Twoje zdanie na ich temat czy podejrzewasz, że tak widza to księża?
Czytam dalej :)

Unknown pisze...

To dialog księży, więc i ich poziom wiedzy i punkt widzenia. Opis czarownicy z mojego punktu widzenia w zasadzie się nie pojawia - cała powieść jest tym opisem, rozbitym na różne punkty widzenia.