poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Władza i siła cz. 2


- Znowu macie jakieś opętanie? - zapytał Paweł Kowalczuk, wchodząc do gabinetu matki dyrektorki w katolickim liceum dla dziewcząt.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - odpowiedziała matka Barbara Kostyga, wstając zza biurka.
- Na wieki wieków. Co się stało?
- Zaginęła jedna z uczennic, Karolina Maślak. Ze względu na okoliczności podejrzewam uprowadzenie.
To było coś nowego. Nie zaginięcie, tylko od razu uprowadzenie.
- Jakież to okoliczności? - zapytał.
- Poszła na spotkanie z obcymi ludźmi, satanistami poznanymi w Internecie. Nie wróciła.
Zakonnica była sucha i fachowa. Starała się podawać same fakty. Wiedziała jednak, jaki wyłania się zza nich obraz.
- Przepraszam, ale czy uczennice mają tu teraz swobodny dostęp do Internetu i mogą umawiać się na randki, że o satanistach nie wspomnę?
- Korzystała z Internetu w bibliotece publicznej. Na spotkanie wyrwała się podczas jednego z grupowych wyjść do tej biblioteki. Kryła ją koleżanka. Od niej dowiedziałam się szczegółów sprawy.
- To ta na korytarzu? - zapytał, przypominając sobie dziewczynę, którą mijał w drodze do gabinetu.
- Tak.
- Wejść! - zawołał w stronę drzwi.
Upłynęła dłuższa chwila nim do dziewczyny dotarło, że to ją wołano. Wstała, poprawiła plisowaną spódniczkę i weszła do środka ze spuszczoną głową. Strach ściskał jej gardło. Ksiądz przyglądał się uczennicy bez słowa, aż podniosła zapłakane oczy.
- Wyjść! - powiedział wreszcie.
Grzecznie odwróciła się i wyszła z powrotem na korytarz. Nie miała pojęcia, czy może już sobie pójść, czy też powinna czekać jeszcze na kolejne wezwanie.
- Wszystko już powiedziała - stwierdził Kowalczuk, zwracając się do matki dyrektorki. - Powiadomiliście kogoś? Rodziców? Policję?
- Jeszcze nie.
- Dobrze. Odeślijcie tę beksę do klasztoru na rekolekcje. Powiedzcie rodzicom, że pojechały obie. W intencji maturalnej.
- Tak jest.
- Twoi przełożeni też jeszcze nie wiedzą, co? - stwierdził raczej, niż zapytał, obchodząc biurko i stając przy oknie. - Dlatego zwróciłaś się do mnie.
- Pomyślałam, że skoro to sataniści, to będziesz najlepszą osobą.
Znali się od lat. On był wtedy jeszcze młodym duchownym bez stanowiska, ona zwykłą siostrą nauczycielką. Zawsze pomagał - zwłaszcza przy opętaniach, które zwykle okazywały się atakami paniki wywołanymi ukrywaną ciążą. Odbierał dzieci, ukrywał je w kościelnych sierocińcach. Takich jak ten, z którego kiedyś na swe utrapienie biskup Morawski wziął Antoniego Padewskiego, żmiję na własnej piersi hodowaną. Bezbożnika i zdrajcę. Kowalczuk odegnał te myśli, spróbował uciec przed problemami na swoim podwórku w sprawę uczennicy.
- Wiesz co się zbliża? - zagadnął.
- Maj. Matury. Komunie - pomyślała chwilę. - Długi weekend - dorzuciła coś ze świeckich spraw.
- Beltane - powiedział. - Jeden z głównych sabatów. Jeżeli szybko jej nie znajdę, twoją podopieczną czeka złożenie w ofierze podczas czarnej mszy. Czyli śmierć, albo los gorszy od śmierci, zależy od liturgii.
- Przynajmniej wróciłaby żywa.
- Może nawet z dzieckiem. I niekoniecznie ludzkim.


--
kliku-kliku, Czytelniku:

Brak komentarzy: